Kiedy ocuciłem się z
otępienia... zobaczyłem co się stało.~*Will umrze. Ta przeklęta suka zabiła
Willa... *~ Ta myśl mi wystarczyła... Jedyną rzeczą jaką doskonaliłem przez te
lata, była magia śmierci. Nie zawsze byłem w stanie jej używać. Tylko w
sytuacjach kryzysowych, kiedy moje emocje nie pozwalały mi na jasne myślenie...
I to była właśnie taka sytuacja. Zaraz przestanę nad sobą panować... Wstałem z
ziemi i podszedłem do Akiko. Uśmiechała się...
- I jak się teraz czujesz!?
Osoba którą kochasz, odejdzie w przeciągu miesiąca! Nic nie będziesz mógł
zrobić! Hahahahahahhaa...! - Kontem oka zobaczyłem Asami, która wyciągnęła z
pokoju Willa. I dobrze, będę mógł wszystko załatwić sam.
- To ty nie wiesz, że
używanie złocistego miecza, jest zakazane? Dopiero jak masz dowody poważnej
zbrodni możesz go użyć. Nie wydaje mi się żebyś takie miała!
- A co mnie to obchodzi!?
Chciałam się zemścić... tylko to się dla mnie liczyło. Teraz mogą mnie nawet
zabić! Mam to głęboko gdzieś... Ważne, że ty... będziesz cierpiał, tak jak
cierpiałam ja! - Nastąpił kolejny napad śmiechu. Moje uszy nie mogły już tego
wytrzymać. Czułem jak moje palce zmieniają się w pazury, a mięśnie napinają się
do ataku. Teraz już nie było odwrotu.
- Co do...? - Akiko
przestała się śmiać. Popatrzyła na mnie ze strachem w oczach. Obok mnie
zmaterializował się lśniący, czarny miecz... Miecz ciemności... Najgorszy z
możliwych. Znalazł się w moim posiadaniu, przez czysty przypadek... nie chcący
zabiłem jego właściciela. Myślałem, że nigdy go nie użyje... ale jednak.
- Już się nie śmiejesz!? Na
dalej! W końcu śmierć ci nie straszna! - mój głos był zdeformowany. Dziewczyna
zaczęła powoli przybliżać się do ściany. Nie miała jak uciec.
- Przestań Xsawier!
Przecież, on nic dla ciebie nie znaczy! Nie kochasz go, prawda!? To mnie
powinieneś kochać! Nie jego! - W jej oczach pojawiły się łzy. Podszedłem do
niej i wbiłem miecz w sam środek jej klatki piersiowej. Dziewczyna nawet się
nie broniła. Z rany zaczęła lecieć błękitna krew... ale zapach miała inny...
diaboliczny. Ta kobieta, nie była aniołem... była szatanem, przebrany w
srebrzyste ubranie... Wyciągnąłem broń z rany. Dziewczyna od razu osunęła się
na ziemie. Ukucnąłem obok niej, już w zwyczajnej formie.
- Dla... Dlaczego!? - z jej
ust poleciała krew. Gdybym ją tak zostawił to męczyła by się przez parę
następnych dni... Trafiłem w miejsce obok serca. Przebiłem tkanki, ale nie
narządy.
- Kochałem cie, Akiko... -
pogładziłem jej policzek. - Żegnaj... - Jednym ruchem zanurzyłem rękę w jej
klatce piersiowej i wyrwałem serce. W ten sposób skróciłem jej męczarnie. Ręce
miałem całe w krwi... teraz już prawie czarnej. Zostawiłem ciało w pokoju i
wybiegłem zobaczyć co z Willem.
- Xsawier! Co ci się
stało!? - Leżał na ziemi oparty o ścianę, a obok niego siedziała Asami.
Popatrzyłem na nich... nogi zaczęły się pode mną uginać i padłem twarzą na
podłogę. Zużyłem zbyt dużo energii... Przy moim boku od razu znalazła się
Asami. Pomogła mi wstać i usadziła obok Willa.
- Przepraszam cię... Nie
zdołałem.... ochronić cię. - Powiedziałem łapiąc Willa za rękę. Z oczu zaczęły
płynąc mi łzy. Prawdopodobieństwo, że Will przeżyje, jest jak 1 do 100
bilionów. Czyli praktycznie żadne... Jednak warto mieć nadzieję, prawda?
- Nic mi nie jest! Rana
zaraz zacznie się zrastać! - Will nie wiedział w jakiej był sytuacji.
- Nie zacznie się
zrastać... złocisty miecz nie pozwala na uleczanie. Będziesz się męczył przez
długi czas... ale w końcu umrzesz... Ale ja tego tak nie zostawię! - Złapałem
jego twarz w obie ręce, brudząc go tym samym krwią anielicy. - Będę próbował i
w końcu znajdę sposób na uratowanie cię! ... Obiecuję ...
<Will? Asami?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz