wtorek, 3 grudnia 2013

Od Xsawiera - Przeklęty ślub cz.4

Gorąco... Ciasno... Niewygodnie... Właśnie dlatego się obudziłem. Nie chciałem otwierać oczu. Miałem wielką nadzieję, że ostatnie wydarzenia były snem. A raczej koszmarem... Ale wiedziałem, że to wszystko prawda. Will był drobny i ciepły, a osoba leżąca obok mnie miała miękką klatkę piersiową... Skąd to wiem? Bo wtulała się w mnie najmocniej jak to w ogóle możliwe. Do tego na twarzy czułem nieprzyjemne ciepło. Ledwo mogłem oddychać. Otworzyłem oczy. Z mojej prawej strony leżał Black... Nie do końca wiedziałem co tu robił, ale w końcu koty chodzą własnymi drogami... Leżał mi na całym ramieniu, ocierając główką mój policzek. Z drugiej strony leżała Scarlett. Jej długie ciemne włosy łaskotały mnie z drugiej strony. Westchnąłem i popatrzyłem na sufit. Było na nim mnóstwo drobniutkich gwiazdeczek... Zacząłem je liczyć. 1...2...3...4...87...345...557...987...1266...1300. Miałem nadzieję, że któreś z nich się obudzi, ale niestety tak się nie stało. Musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. Odwróciłem się w stronę Black'a. Spał bardzo słodko, ale musiałem go obudzić. Lekko dmuchnąłem w jego pyszczek. Mały od razu zaczął pocierać sobie oczka łapką. Po chwili przeciągnął się i popatrzył na mnie. Mógłbym przysiąc, że jego wąsiki podniosły się w wyrazie zadowolenia. Po chwili wstał i położył się w rogu łóżka, z daleka od nas. Na różowej satynie została kupka jego sierści... no cóż... służba będzie miała więcej roboty. Podniosłem się na jednym ramieniu. Delikatnie wyciągnąłem swoją lewą rękę, z uścisku dziewczyny. Spała tak mocno, że nawet nic nie poczuła. Przekręciła się tylko na drugi bok, i zaczęła mamrotać coś o jakiejś krwi... nieważne... Przykryłem ją po samą szyje. Miała na sobie tylko delikatną i prześwitującą atłasową halkę... mogłoby być jej zimno.Wstałem z łóżka i powoli się przeciągnąłem. Wczorajsze wydarzenia pod prysznicem, dawały mi się we znaki. Bolały mnie wszystkie mięśnie. Do tego nie spałem za długo... Znowu miałem sen z Willem w roli głównej, więc chciałem  go jak najszybciej przerwać. Black zauważając, że wstaje też się przeciągnął i podążył za mną. Szybko narzuciłem na siebie jakieś ciuchy i wyszedłem z pokoju. Muszę dostać się jak najszybciej do Zamku. To nie tak, że chce uciec czy coś, (Choć chce) po prostu mam parę spraw do załatwienia. Najgorsze było to, że nie miałem pojęcie jak z powrotem znaleźć się na ziemi. Powinno być  gdzieś to jakieś przejście... może portal. Kompletnie nie wiedziałem czego mam szukać. Chodziłem krętymi korytarzami, gubiąc się coraz bardziej. Co chwila zaglądałem do rożnych pokoi w poszukiwaniu sam nie wiem czego... po obydwu stronach korytarza wisiały rzędy obrazów. Pokolenia aniołów... czułem się osaczony, i wydawało mi się, że każdy z nich się na mnie gapi. Niezbyt przyjemne uczucie. Nagle usłyszałem przytłumione odgłosy rozmowy w pobliżu mnie. Wiedziałem skąd pochodzą. Podszedłem do drzwi. Były lekko uchylone, dzięki czemu mogłem zajrzeć do środka. Na środku pomieszczenia stała Evelyn. Miała bardzo krótką sukienkę, a do tego wysokie zakolanówki.... czemu anielice się tak ubierają? Czy to zgodne z ich prawem? Kobieta mocno gestykulowała, ale mówiła po cichu, jakby domyślała się, że ktoś mógłby ich podsłuchiwać. Nie widziałam drugiego rozmówcy, ale zbytnio się tym nie przejmowałem. Skoncentrowałem się na rozmowie, aby cokolwiek usłyszeć.
- Nie rozumiesz? To stworzy dla nas ogromne możliwości! Jeśli przejmiemy władzę nad piekłem, wszystko będziemy mogli zacząć od nowa! Już nie mówiąc o tym, jak będziemy postrzegani przez ludzi! 
- To nie jest dobry pomysł. - odpowiedział męski głos. Byłem pewny, że gdzieś go już słyszałem, ale nie wiedziałem gdzie dokładnie... - Na świecie muszą być dwie strony. Jeśli złączymy się z piekłem, ludzie nie będą wiedzieli co zrobić. Na ziemi zapanuje istny chaos.
- Pamiętasz co się stało jak ostatnio mnie nie posłuchałeś!? 
- Tak, pamiętam, ale to nie oznacza, że teraz masz rację! Nie możemy ludziom narzucić dobra, lub zła! Każdy wybiera sam! Takie było postanowienie od milionów lat, dlaczego teraz mielibyśmy je zmieniać!? 
- Nie krzycz tak... - wyszeptała Evelyn. Poruszyła się i podeszła do swojego rozmówcy. Dzięki temu, mogłem się choć trochę mu przyjrzeć. Facet miał na sobie biały, dopasowany garnitur. Na jego ramiona opadały długie lekko falowane włosy w odcieniu słońca. Nie musiałem się długo przyglądać, by wiedzieć kim on jest. Najwyżej poważany anioł... prawa ręka Boga i ojciec Asami... Gabriel.  
- Jak tylko Xsawier ożeni się z moją córką, zobaczysz jak idealnie będzie nam się żyło. Już się na to zgodziłeś... nie ma odwrotu. - Kobieta stanęła za fotelem, na którym siedział Gabriel. Zaczęła mu masować plecy. - Będzie dobrze... zobaczysz. - Dobra... wystarczająco już obejrzałem. Odszedłem od drzwi i ponownie ruszyłem korytarzem. Odpuściłem sobie dzisiejszą podróż do Zamku i wróciłem do swojego pokoju. O dziwo udało mi się zaleźć dobre drzwi w stosunkowo krótkim czasie. Przed wejściem usłyszałem krzyk Scarlett. Dziewczyna siedziała na łóżku, a z prawej strony rzucał się na nią Black... Na tak... on wyczuwa napraaawde złych ludzi.... 
- Black! Przestań. - Podszedłem do nich i wziąłem kota na ręce. Zdziwił się trochę po tak nagłym poszybowaniu w górę. Odwróciłem jego pyszczek w swoją stronę i spojrzałem w jego oczęta.
- Nie wolno. - Powiedziałem stanowczo. Kot prychną i odwrócił pyszczek, na znak, że się obraża i nie uważa, że zrobił coś złego.
- Dziękuje słońce!- zaszczebiotała Scarlett. - Nie wpuszczaj go tu więcej dobrze? Nie chce się nabawić wścieklizny... - Puściłem kota z uścisku. On powarczał trochę na Scarlett, aż w końcu wyleciał na korytarz przez uchylone drzwi. 
- Sam przyszedł... nie mamnad nim jakiejś władzy. To kot. - Dziewczyna naburmuszyła się i zrobiła się lekko czerwona. 
- Jasne... Musisz się przebrać. Zaraz wychodzimy. 
- Gdzie? 
- Jak to gdzie!? Na arenę! Przecież będę o ciebie walczyć. Nie mówiłam ci? - Uśmiechnęła się jakby to było oczywiste. Nic mi o tym nie mówiła, ale...
- Możliwe, że coś wspominałaś... przypomnij mi kto tam będzie. 
- Tylko moja koleżanka, z którą będę walczyć. No i tłumy widowni oczywiście! 
- Super. A dlaczego, o mnie walczysz? 
- Bo ta idiotka sobie coś ubzdurała. Nie martw się! Raz, dwa i ją rozwalę! - Machnęła ręką, i popchnęła mnie w stronę szafy. Wyjęła z niej biały garnitur. Taki jaki nosił Gabriel. 
- A no tak. Schowaj te skrzydła. Chcemy jeszcze przez chwilę ukryć, kim naprawdę jesteś... 
- Skąd ty...? - nie zdążyłem dokończyć. Scarlett pocałowała mnie w usta, a potem przyłożyła mi palec do warg. 
- Że jesteś pół demonem? Skarbie, wiem o tobie wszystko! 

***

Godzinę później byliśmy już niedaleko areny. Walka zaraz miała się zacząć... Jakoś nie spieszyło mi się na to widowisko. Stałem przed wielkimi wrotami i przyglądałem się aniołom zmierzającym ku brutalnej rozrywce. Nie wiem co ich tak jara patrzenie jak jakieś laski się biją... rozumiem, jakby były jakieś roboty, czy coś... ale to jest po prostu nawalanka... Bezsensu. W końcu tłumy przestały wchodzić, więc i ja wszedłem do środka. Przyszedłem w umówione miejsce. Byliśmy w pewnym sensie honorowymi gośćmi... w końcu to moja przyszła małżonka się miała nawalać z jakąś inną laską... musiałem mieć specjalne miejsce. Od razu jak usiałem wyczułem jego zapach. Nie. Miało go tu nie być do cholery! Asami miała go pilnować! Nie trudno było mi go namierzyć. Siedział wśród tłumu aniołów. Bardzo się wyróżniał rzecz jasna... Ale co on tu robi!? Ten koleś mi wszystko utrudnia! Jakby nie mógł sobie dać już spokoju... jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby ciężko było mu o mnie zapomnieć... W końcu na arenę wszedł jakiś facet i zaczął coś tam gadać. Ja w dalszym ciągu patrzyłem się na Willa. Dlaczego tu przyszedł? W jakim celu? Czy chciał po prostu mnie wkurzyć, cz znowu spróbować uratować? W każdym razie na to drugie jest już za późno. Postanowiłem, że ożenię się ze Scerlett, nie ważne jakie będą tego skutki. I tak nie mam już nic do stracenia. Nie będę żałował nawet jeśli nastąpi apokalipsa, lub coś w tym stylu... Westchnąłem i skierowałem wzrok na środek areny. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem tam Asami... i wszystko jasne... Tylko, że oni nie zdają sobie sprawy z tego, że wygrana Asami nic nie zmieni. I oczywiście Asami wygrywała. Scarlett leżała na wycieńczona na ziemi, ale mimo wszystko udało jej się wstać i dojść do Asami. Znaczy nie doszła... Bo Tinea zagrodziła jej drogę. Chwilę później Dziewczyna już nie była w stanie się podnieść. Ktoś krzyknął, że Asami wygrała... a właśnie, że nie. 
- Nie! Stop! Na arenę wpadła Evelyn. Szepnęła prowadzącemu coś do ucha. On pokiwał głową i ponownie zwrócił się do nas. 

- Pomyłka! Asami zostaje zdyskwalifikowana! Nie można uzyskać pomocy od innych istot! Scarlett wygrywa! - Właśnie o tym mówiłem...

Brak komentarzy: