Gorąco...
Ciasno... Niewygodnie... Właśnie dlatego się obudziłem. Nie chciałem otwierać
oczu. Miałem wielką nadzieję, że ostatnie wydarzenia były snem. A raczej
koszmarem... Ale wiedziałem, że to wszystko prawda. Will był drobny i ciepły, a
osoba leżąca obok mnie miała miękką klatkę piersiową... Skąd to wiem? Bo
wtulała się w mnie najmocniej jak to w ogóle możliwe. Do tego na twarzy czułem
nieprzyjemne ciepło. Ledwo mogłem oddychać. Otworzyłem oczy. Z mojej prawej
strony leżał Black... Nie do końca wiedziałem co tu robił, ale w końcu koty
chodzą własnymi drogami... Leżał mi na całym ramieniu, ocierając główką mój
policzek. Z drugiej strony leżała Scarlett. Jej długie ciemne włosy łaskotały
mnie z drugiej strony. Westchnąłem i popatrzyłem na sufit. Było na nim mnóstwo
drobniutkich gwiazdeczek... Zacząłem je liczyć.
1...2...3...4...87...345...557...987...1266...1300. Miałem nadzieję, że któreś
z nich się obudzi, ale niestety tak się nie stało. Musiałem wziąć sprawy w
swoje ręce. Odwróciłem się w stronę Black'a. Spał bardzo słodko, ale musiałem
go obudzić. Lekko dmuchnąłem w jego pyszczek. Mały od razu zaczął pocierać
sobie oczka łapką. Po chwili przeciągnął się i popatrzył na mnie. Mógłbym
przysiąc, że jego wąsiki podniosły się w wyrazie zadowolenia. Po chwili wstał i
położył się w rogu łóżka, z daleka od nas. Na różowej satynie została kupka
jego sierści... no cóż... służba będzie miała więcej roboty. Podniosłem się na
jednym ramieniu. Delikatnie wyciągnąłem swoją lewą rękę, z uścisku dziewczyny.
Spała tak mocno, że nawet nic nie poczuła. Przekręciła się tylko na drugi bok,
i zaczęła mamrotać coś o jakiejś krwi... nieważne... Przykryłem ją po samą szyje.
Miała na sobie tylko delikatną i prześwitującą atłasową halkę... mogłoby być
jej zimno.Wstałem z łóżka i powoli się przeciągnąłem. Wczorajsze wydarzenia pod
prysznicem, dawały mi się we znaki. Bolały mnie wszystkie mięśnie. Do tego nie
spałem za długo... Znowu miałem sen z Willem w roli głównej, więc chciałem
go jak najszybciej przerwać. Black zauważając, że wstaje też się
przeciągnął i podążył za mną. Szybko narzuciłem na siebie jakieś ciuchy i
wyszedłem z pokoju. Muszę dostać się jak najszybciej do Zamku. To nie tak, że
chce uciec czy coś, (Choć chce) po prostu mam parę spraw do załatwienia.
Najgorsze było to, że nie miałem pojęcie jak z powrotem znaleźć się na ziemi.
Powinno być gdzieś to jakieś przejście... może portal. Kompletnie nie
wiedziałem czego mam szukać. Chodziłem krętymi korytarzami, gubiąc się coraz
bardziej. Co chwila zaglądałem do rożnych pokoi w poszukiwaniu sam nie wiem
czego... po obydwu stronach korytarza wisiały rzędy obrazów. Pokolenia
aniołów... czułem się osaczony, i wydawało mi się, że każdy z nich się na mnie
gapi. Niezbyt przyjemne uczucie. Nagle usłyszałem przytłumione odgłosy rozmowy
w pobliżu mnie. Wiedziałem skąd pochodzą. Podszedłem do drzwi. Były lekko
uchylone, dzięki czemu mogłem zajrzeć do środka. Na środku pomieszczenia stała
Evelyn. Miała bardzo krótką sukienkę, a do tego wysokie zakolanówki.... czemu
anielice się tak ubierają? Czy to zgodne z ich prawem? Kobieta mocno
gestykulowała, ale mówiła po cichu, jakby domyślała się, że ktoś mógłby ich
podsłuchiwać. Nie widziałam drugiego rozmówcy, ale zbytnio się tym nie
przejmowałem. Skoncentrowałem się na rozmowie, aby cokolwiek usłyszeć.
-
Nie rozumiesz? To stworzy dla nas ogromne możliwości! Jeśli przejmiemy władzę
nad piekłem, wszystko będziemy mogli zacząć od nowa! Już nie mówiąc o tym, jak
będziemy postrzegani przez ludzi!
-
To nie jest dobry pomysł. - odpowiedział męski głos. Byłem pewny, że gdzieś go
już słyszałem, ale nie wiedziałem gdzie dokładnie... - Na świecie muszą być
dwie strony. Jeśli złączymy się z piekłem, ludzie nie będą wiedzieli co zrobić.
Na ziemi zapanuje istny chaos.
-
Pamiętasz co się stało jak ostatnio mnie nie posłuchałeś!?
-
Tak, pamiętam, ale to nie oznacza, że teraz masz rację! Nie możemy ludziom
narzucić dobra, lub zła! Każdy wybiera sam! Takie było postanowienie od
milionów lat, dlaczego teraz mielibyśmy je zmieniać!?
-
Nie krzycz tak... - wyszeptała Evelyn. Poruszyła się i podeszła do swojego
rozmówcy. Dzięki temu, mogłem się choć trochę mu przyjrzeć. Facet miał na sobie
biały, dopasowany garnitur. Na jego ramiona opadały długie lekko falowane włosy
w odcieniu słońca. Nie musiałem się długo przyglądać, by wiedzieć kim on jest.
Najwyżej poważany anioł... prawa ręka Boga i ojciec Asami... Gabriel.
-
Jak tylko Xsawier ożeni się z moją córką, zobaczysz jak idealnie będzie nam się
żyło. Już się na to zgodziłeś... nie ma odwrotu. - Kobieta stanęła za fotelem,
na którym siedział Gabriel. Zaczęła mu masować plecy. - Będzie dobrze...
zobaczysz. - Dobra... wystarczająco już obejrzałem. Odszedłem od drzwi i
ponownie ruszyłem korytarzem. Odpuściłem sobie dzisiejszą podróż do Zamku i
wróciłem do swojego pokoju. O dziwo udało mi się zaleźć dobre drzwi w
stosunkowo krótkim czasie. Przed wejściem usłyszałem krzyk Scarlett. Dziewczyna
siedziała na łóżku, a z prawej strony rzucał się na nią Black... Na tak... on
wyczuwa napraaawde złych ludzi....
-
Black! Przestań. - Podszedłem do nich i wziąłem kota na ręce. Zdziwił się
trochę po tak nagłym poszybowaniu w górę. Odwróciłem jego pyszczek w swoją
stronę i spojrzałem w jego oczęta.
-
Nie wolno. - Powiedziałem stanowczo. Kot prychną i odwrócił pyszczek, na znak,
że się obraża i nie uważa, że zrobił coś złego.
-
Dziękuje słońce!- zaszczebiotała Scarlett. - Nie wpuszczaj go tu więcej dobrze?
Nie chce się nabawić wścieklizny... - Puściłem kota z uścisku. On powarczał
trochę na Scarlett, aż w końcu wyleciał na korytarz przez uchylone drzwi.
-
Sam przyszedł... nie mamnad nim jakiejś władzy. To kot. - Dziewczyna
naburmuszyła się i zrobiła się lekko czerwona.
-
Jasne... Musisz się przebrać. Zaraz wychodzimy.
-
Gdzie?
-
Jak to gdzie!? Na arenę! Przecież będę o ciebie walczyć. Nie mówiłam ci? -
Uśmiechnęła się jakby to było oczywiste. Nic mi o tym nie mówiła, ale...
-
Możliwe, że coś wspominałaś... przypomnij mi kto tam będzie.
-
Tylko moja koleżanka, z którą będę walczyć. No i tłumy widowni
oczywiście!
-
Super. A dlaczego, o mnie walczysz?
-
Bo ta idiotka sobie coś ubzdurała. Nie martw się! Raz, dwa i ją rozwalę! -
Machnęła ręką, i popchnęła mnie w stronę szafy. Wyjęła z niej biały garnitur.
Taki jaki nosił Gabriel.
-
A no tak. Schowaj te skrzydła. Chcemy jeszcze przez chwilę ukryć, kim naprawdę
jesteś...
-
Skąd ty...? - nie zdążyłem dokończyć. Scarlett pocałowała mnie w usta, a potem
przyłożyła mi palec do warg.
-
Że jesteś pół demonem? Skarbie, wiem o tobie wszystko!
***
Godzinę
później byliśmy już niedaleko areny. Walka zaraz miała się zacząć... Jakoś nie
spieszyło mi się na to widowisko. Stałem przed wielkimi wrotami i przyglądałem
się aniołom zmierzającym ku brutalnej rozrywce. Nie wiem co ich tak jara
patrzenie jak jakieś laski się biją... rozumiem, jakby były jakieś roboty, czy
coś... ale to jest po prostu nawalanka... Bezsensu. W końcu tłumy przestały
wchodzić, więc i ja wszedłem do środka. Przyszedłem w umówione miejsce. Byliśmy
w pewnym sensie honorowymi gośćmi... w końcu to moja przyszła małżonka się
miała nawalać z jakąś inną laską... musiałem mieć specjalne miejsce. Od razu
jak usiałem wyczułem jego zapach. Nie. Miało go tu nie być do cholery! Asami
miała go pilnować! Nie trudno było mi go namierzyć. Siedział wśród tłumu
aniołów. Bardzo się wyróżniał rzecz jasna... Ale co on tu robi!? Ten koleś mi
wszystko utrudnia! Jakby nie mógł sobie dać już spokoju... jakoś nie chce mi
się wierzyć, żeby ciężko było mu o mnie zapomnieć... W końcu na arenę wszedł
jakiś facet i zaczął coś tam gadać. Ja w dalszym ciągu patrzyłem się na Willa.
Dlaczego tu przyszedł? W jakim celu? Czy chciał po prostu mnie wkurzyć, cz
znowu spróbować uratować? W każdym razie na to drugie jest już za późno.
Postanowiłem, że ożenię się ze Scerlett, nie ważne jakie będą tego skutki. I
tak nie mam już nic do stracenia. Nie będę żałował nawet jeśli nastąpi
apokalipsa, lub coś w tym stylu... Westchnąłem i skierowałem wzrok na środek
areny. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem tam Asami...
i wszystko jasne... Tylko, że oni nie zdają sobie sprawy z
tego, że wygrana Asami nic nie zmieni. I oczywiście Asami wygrywała. Scarlett
leżała na wycieńczona na ziemi, ale mimo wszystko udało jej się wstać i dojść
do Asami. Znaczy nie doszła... Bo Tinea zagrodziła jej drogę. Chwilę później
Dziewczyna już nie była w stanie się podnieść. Ktoś krzyknął, że Asami
wygrała... a właśnie, że nie.
-
Nie! Stop! Na arenę wpadła Evelyn. Szepnęła prowadzącemu coś do ucha. On
pokiwał głową i ponownie zwrócił się do nas.
-
Pomyłka! Asami zostaje zdyskwalifikowana! Nie można uzyskać pomocy od innych
istot! Scarlett wygrywa! - Właśnie o tym mówiłem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz