środa, 4 grudnia 2013

Od Xsawiera - Przeklęty ślub cz.6

Scarlett przeciskała się przez tłum. Jej uścisk stał się taki silny, że czułem się jakby zaraz miała mi odpaść ręka. Tłum w ogóle nie malał jakby ludzie ruszali się w miejscu. Ocierało się o mnie tyle aniołów a i tak żaden z nich nie zauważył, że jestem demonem... to dlatego, że dalej byłem w postaci człowieka. Strasznie dziwnie się tak czułem. Brakowało mi moich skrzydeł... byłem taki... zwykły. W końcu wydostaliśmy się z tłumu i weszliśmy do pobliskiego pałacu. Był ogromny. Z zewnątrz wyglądał bardzo prosto, ale w środku był nieziemski. Wszędzie było biało, a gdzieniegdzie było widać złote przyozdobienia. Nie było ich dużo. Anieli byli znani z tego, że byli bardzo skromni... inaczej było z Anielicami... Scarlett poprowadziła mnie korytarzem. Szła szybko i mocno uderzała obcasami o posadzkę. Była mocno wkurzona... Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego co powiedział Gabriel. Ślubu nie będzie... ale czy to oznacza, że będę mógł wrócić do domu? Czy może będę musiał tutaj zostać i mieszkać z tymi aniołami pod jednym dachem? W sumie jest mi już obojętnie. Nie miałem po co wracać na ziemie... Will może i mnie kochał, ale byłem pewny, że już nie będzie chciał wrócić do tego co było wcześniej. Nie dziwie mu się. A poza tym, to sam już nie wiem czy dalej go kocham... Byłem zmuszony by zapomnieć o swoich uczuciach do niego, a wszystko po to, aby jemu nie stała się krzywda. Wszystko co robiłem, było z myślą o nim... a teraz już sam nie wiem, czy chce do niego wrócić, czy kompletnie o tym zapomnieć. Z moich wewnętrznych rozważań wyrwał mnie głos Scarlett.
- Xsawier! - podniosłem rozkojarzony wzrok na anielice.
- Co? - Rozejrzałem się dookoła. Nawet nie zauważyłem kiedy się zatrzymaliśmy. Scarlett doprowadziła nas do jakiegoś gabinetu. W środku był już Gabriel. Patrzył się na mnie dziwnie, jakby dokładnie wiedział o czym myślałem. Uśmiechnął się smutno i podszedł do nas.
- Witajcie. Przepraszam ws za zamieszanie, do którego się przyczyniłem. - Odwrócił wzrok w moją stronę. - Zwłaszcza ciebie Xsawier. Zmusiłem cię, żebyś opuścił swój zamek, ale nie bój się... niedługo będziesz mógł do niego wrócić. - Scarlett złapała mnie jeszcze mocniej za rękę i przyciągnęła do siebie.
- On tu zostaje! - Krzyknęła. - Xsawier mnie kocha i tego nie zmienisz! Po co miałby wracać do tego przeklętego zamku!? Do Asami!? Ona nic dla niego nie znaczy! - Gabriel nie wydawał się zdziwiony jej zachowaniem. Uśmiechnął się do niej serdecznie... miał taki nieziemski uśmiech... ale nie umywał się przy uśmiechu Willa. On był najpiękniejszy.
- Asami może i nie... ale ktoś inny myślę, że jest dla niego bardzo ważny. A przynajmniej był. - Aniel popatrzył na mnie znacząco. Po czym odwrócił się i podszedł do biurka. Oparł się o nie rękami. - W każdym razie na dalszą część musicie poczekać, do czasu aż przyjdą rodzice Scarlett. Nie mam zamiaru powtarzać się dwa razy. - Facet usiadł na krześle i zaczął przeglądać jakąś księgę wziętą z biurka. Zauważyłem, że moja ręka została uwolniona. Delikatnie rozprostowałem palce, aby przywrócić im krążenie. Spojrzałem na anielice. Stała prosto i się nie ruszała. To było dziwnie niepokojące.
- Scarlett co...? - W tym momencie dziewczyna poruszyła się i wymierzyła mi potężnego liścia w policzek. Na szczęście w ostatniej chwili uchyliłem się i złapałem ją za rękę, która miała dokonać nadzwyczaj brutalnego czynu.
- Kim ona jest!? - Krzyknęła mi w twarz i wyszarpnęła rękę z mojego uścisku. Od kiedy ona ma tyle siły?
- Nie wiem o kim mówisz... Nie ma żadnej. - Dziewczyna wyraźnie się rozluźniła.
- No ja mam nadzieję... - Wtedy do pokoju wparowali rodzice Scarlett. Christopher wszedł spokojnie, a Evelyn rozwalał wszystko po drodze ze złości. Stanęła nad biurkiem Gabriela.
- Co to ma do cholery znaczyć!? Myślałam, że już sobie wszystko uzgodniliśmy! - Walnęła otwartą dłonią o blat. Anioł podniósł na nią wzrok znad książki. Wydawał się niewzruszony.
- Nie... nic nie uzgodniliśmy. A poza tym śmiesz sprzeciwiać się słowom naszego Pana? - Kobieta wyraźnie się wzdrygnęła. Trafił w jej czuły punkt.
- Moja żona ma rację. Wytworzyłeś niepotrzebne zamieszanie. Powinieneś pozwolić młody na ślub. Skoro tego chcę... to dlaczego mielibyśmy się sprzeciwiać? - Christopher, jak zawsze po stronie Evelyn... co za pantoflarz. Gabriel wstał i westchnął.
- Nie chciałem uciekać się do tak drastycznych środków, ale widzę, że nie mam wyjścia. - Stanął przed nami. - Christopher, Evelyn, Scarlett, zostajecie zdegradowani ze swojego stanowiska. Za sprzeciwienie się woli boskiej i pragnienie złamania jednego z naszych praw, przesiedlam was na sam dół anielskiej społeczności. Dla bezpieczeństwa Xsawiera i jego przyjaciół zostaną wam odebrane skrzydła i zdolność teleportacji, abyście już nigdy nie mogli przysparzać mu kłopotów. No chyba, że Xsawier by sobie życzył waszych odwiedzin... to już inna sprawa. - Na twarzach wszystkich malowało się zdziwienie. No prawie... Tylko Evelyn stała z grobową miną, jakby miała zamiar kogoś zabić. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że ostatnie zdanie było skierowane do mnie. Otrząsnąłem się z zamyślenia i spojrzałem na Gabriela.
- Chce być bezpieczny. Nie chce żadnego z nich więcej widzieć na oczy. - Moje słowa były przesycone zimnem i wrogością. Tym razem już wszyscy mieli grobowe miny... tylko, że wszystkie były skierowane na mnie.
- A więc postanowione! - Krzyknął Aniel i potarł sobie ręce w wyrazie zadowolenia. - Nawet nie wiecie jak ja nie lubię rozwiązywać takich spraw...
- Zaraz! Nie możesz tego zrobić! Odebranie aniołowi skrzydeł to największa hańba z możliwych! - Evelyn zaczęła się wydzierać i była już na skraju rzucenia się na Gabriela. Powstrzymały ją przed tym dużo umięśnione ręce jednego z ochroniarzy. Kobieta wierzgała nogami i krzyczała. Ten sam los spotkał Scarlett. Tylko Christopher przyjął wyrok z pokorą i zaczął wychodzić z pomieszczenia na własnych nogach.
- Stop! - Krzyknęła nagle Najmłodsza z rodziny. - Nie możecie mi tego zrobić! Jestem w ciąży! Nie możecie! - Wszystko zastygło bez ruchu. Domyślam się, że coś takiego nie jest zbyt często spotykane...
- Xsawier... Dotknąłeś je... przed ślubem? - Zapytał spokojnie Gabriel.
- Tak. - nie zamierzałem kłamać. - ale nie zrobiłem niczego, czego Scarlett by nie chciała. - Spojrzałem na nią. Na jej twarzy nie było złości... tylko niezwykła udręka i strach. Biedne dziecko... a nie.. jednak nie~! Dobrze jej tak.
- No dobra... ale kara cię nie ominie. Będziesz przez 3 miesiące mi służył. Jasne? - Przytaknąłem głową. Mogło być gorzej... kiedyś zasłali mnie na prace robotnicze... nawet nie wiecie ile trzeba włożyć pracy w to, żeby tu na górze wszystko pracowało jak w zegarku.
- A co z nami? - Zapytała Evelyn z nadzieję w głosie.
- Wychowacie to dziecko. To, że zostajecie zdegradowani nie zmienia waszych obowiązków wobec dziecka... A jeśli hybryda będzie sprawiać kłopoty, własnoręcznie ją zabije. - Nie patrzył już na nikogo z nas. Wrócił do lektury, a jego głos nie wyrażał żadnych emocji, jakby tego typu sytuacje były w porządku dziennym. Ochroniarze wyprowadzili z pomieszczenia nieszczęsne anioły, a ja zostałem w środku.
- Nie martw się. 3 miesiące przelecą w mgnieniu oka i będziesz mógł wrócić do swojej ukochanej... a może raczej ukochanego... - Uśmiechnął się. Jego poczucie humoru mnie przerażało... Nie odpowiedziałem na jego żart. Wyszedłem z pokoju i pokierowałem się prosto korytarzem. Musiałem sobie znaleźć jakąś sypialnie, nie? Wszedłem do jakiegoś pokoju i od razu uwaliłem się na łóżko, stojące przy ścianie. Jak dobrze w końcu spać w pokoju nie przepełnionym dziewczęcością! Żadnego różu... żadnych kwiatków, ani gwiazdeczek... Normalnie raj na ziemi! Zacząłem się zastanawiać nad tą całą sytuacją. Skoro nie będę miał już Scarlett i reszty na głowie, to moje życie po powrocie powinno być dziecinnie proste. Jednak czułem, że tak nie będzie. Przez te 3 miesiące, będę musiał się przygotować na najgorsze. Najbardziej boję się reakcji Williama... Tak bardzo się boję, ale i cieszę jednocześnie. Nie myślałem, że będę mógł się uwolnić od tej zgrai świrusów. A jednak... Teraz jestem już wolny... ale jednocześnie uwięziony w szkatułce własnych uczuć.

***

Koniec~! Nie szczęśliwy... no ale...

Brak komentarzy: