Scarlett przeciskała się
przez tłum. Jej uścisk stał się taki silny, że czułem się jakby zaraz miała mi
odpaść ręka. Tłum w ogóle nie malał jakby ludzie ruszali się w miejscu.
Ocierało się o mnie tyle aniołów a i tak żaden z nich nie zauważył, że jestem
demonem... to dlatego, że dalej byłem w postaci człowieka. Strasznie dziwnie
się tak czułem. Brakowało mi moich skrzydeł... byłem taki... zwykły. W końcu
wydostaliśmy się z tłumu i weszliśmy do pobliskiego pałacu. Był ogromny. Z
zewnątrz wyglądał bardzo prosto, ale w środku był nieziemski. Wszędzie było
biało, a gdzieniegdzie było widać złote przyozdobienia. Nie było ich dużo.
Anieli byli znani z tego, że byli bardzo skromni... inaczej było z
Anielicami... Scarlett poprowadziła mnie korytarzem. Szła szybko i mocno uderzała
obcasami o posadzkę. Była mocno wkurzona... Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z
tego co powiedział Gabriel. Ślubu nie będzie... ale czy to oznacza, że będę
mógł wrócić do domu? Czy może będę musiał tutaj zostać i mieszkać z tymi
aniołami pod jednym dachem? W sumie jest mi już obojętnie. Nie miałem po co
wracać na ziemie... Will może i mnie kochał, ale byłem pewny, że już nie będzie
chciał wrócić do tego co było wcześniej. Nie dziwie mu się. A poza tym, to sam
już nie wiem czy dalej go kocham... Byłem zmuszony by zapomnieć o swoich
uczuciach do niego, a wszystko po to, aby jemu nie stała się krzywda. Wszystko
co robiłem, było z myślą o nim... a teraz już sam nie wiem, czy chce do niego
wrócić, czy kompletnie o tym zapomnieć. Z moich wewnętrznych rozważań wyrwał
mnie głos Scarlett.
- Xsawier! - podniosłem
rozkojarzony wzrok na anielice.
- Co? - Rozejrzałem się
dookoła. Nawet nie zauważyłem kiedy się zatrzymaliśmy. Scarlett doprowadziła
nas do jakiegoś gabinetu. W środku był już Gabriel. Patrzył się na mnie
dziwnie, jakby dokładnie wiedział o czym myślałem. Uśmiechnął się smutno i
podszedł do nas.
- Witajcie. Przepraszam ws
za zamieszanie, do którego się przyczyniłem. - Odwrócił wzrok w moją stronę. -
Zwłaszcza ciebie Xsawier. Zmusiłem cię, żebyś opuścił swój zamek, ale nie bój
się... niedługo będziesz mógł do niego wrócić. - Scarlett złapała mnie jeszcze
mocniej za rękę i przyciągnęła do siebie.
- On tu zostaje! -
Krzyknęła. - Xsawier mnie kocha i tego nie zmienisz! Po co miałby wracać do
tego przeklętego zamku!? Do Asami!? Ona nic dla niego nie znaczy! - Gabriel nie
wydawał się zdziwiony jej zachowaniem. Uśmiechnął się do niej serdecznie...
miał taki nieziemski uśmiech... ale nie umywał się przy uśmiechu Willa. On był
najpiękniejszy.
- Asami może i nie... ale
ktoś inny myślę, że jest dla niego bardzo ważny. A przynajmniej był. - Aniel
popatrzył na mnie znacząco. Po czym odwrócił się i podszedł do biurka. Oparł
się o nie rękami. - W każdym razie na dalszą część musicie poczekać, do czasu
aż przyjdą rodzice Scarlett. Nie mam zamiaru powtarzać się dwa razy. - Facet
usiadł na krześle i zaczął przeglądać jakąś księgę wziętą z biurka. Zauważyłem,
że moja ręka została uwolniona. Delikatnie rozprostowałem palce, aby przywrócić
im krążenie. Spojrzałem na anielice. Stała prosto i się nie ruszała. To było
dziwnie niepokojące.
- Scarlett co...? - W tym
momencie dziewczyna poruszyła się i wymierzyła mi potężnego liścia w policzek.
Na szczęście w ostatniej chwili uchyliłem się i złapałem ją za rękę, która
miała dokonać nadzwyczaj brutalnego czynu.
- Kim ona jest!? -
Krzyknęła mi w twarz i wyszarpnęła rękę z mojego uścisku. Od kiedy ona ma tyle
siły?
- Nie wiem o kim mówisz...
Nie ma żadnej. - Dziewczyna wyraźnie się rozluźniła.
- No ja mam nadzieję... -
Wtedy do pokoju wparowali rodzice Scarlett. Christopher wszedł spokojnie, a
Evelyn rozwalał wszystko po drodze ze złości. Stanęła nad biurkiem Gabriela.
- Co to ma do cholery
znaczyć!? Myślałam, że już sobie wszystko uzgodniliśmy! - Walnęła otwartą
dłonią o blat. Anioł podniósł na nią wzrok znad książki. Wydawał się
niewzruszony.
- Nie... nic nie
uzgodniliśmy. A poza tym śmiesz sprzeciwiać się słowom naszego Pana? - Kobieta
wyraźnie się wzdrygnęła. Trafił w jej czuły punkt.
- Moja żona ma rację.
Wytworzyłeś niepotrzebne zamieszanie. Powinieneś pozwolić młody na ślub. Skoro
tego chcę... to dlaczego mielibyśmy się sprzeciwiać? - Christopher, jak zawsze
po stronie Evelyn... co za pantoflarz. Gabriel wstał i westchnął.
- Nie chciałem uciekać się
do tak drastycznych środków, ale widzę, że nie mam wyjścia. - Stanął przed
nami. - Christopher, Evelyn, Scarlett, zostajecie zdegradowani ze swojego
stanowiska. Za sprzeciwienie się woli boskiej i pragnienie złamania jednego z
naszych praw, przesiedlam was na sam dół anielskiej społeczności. Dla
bezpieczeństwa Xsawiera i jego przyjaciół zostaną wam odebrane skrzydła i
zdolność teleportacji, abyście już nigdy nie mogli przysparzać mu kłopotów. No
chyba, że Xsawier by sobie życzył waszych odwiedzin... to już inna sprawa. - Na
twarzach wszystkich malowało się zdziwienie. No prawie... Tylko Evelyn stała z
grobową miną, jakby miała zamiar kogoś zabić. Dopiero po chwili zdałem sobie
sprawę, że ostatnie zdanie było skierowane do mnie. Otrząsnąłem się z
zamyślenia i spojrzałem na Gabriela.
- Chce być bezpieczny. Nie
chce żadnego z nich więcej widzieć na oczy. - Moje słowa były przesycone zimnem
i wrogością. Tym razem już wszyscy mieli grobowe miny... tylko, że wszystkie
były skierowane na mnie.
- A więc postanowione! -
Krzyknął Aniel i potarł sobie ręce w wyrazie zadowolenia. - Nawet nie wiecie
jak ja nie lubię rozwiązywać takich spraw...
- Zaraz! Nie możesz tego
zrobić! Odebranie aniołowi skrzydeł to największa hańba z możliwych! - Evelyn
zaczęła się wydzierać i była już na skraju rzucenia się na Gabriela.
Powstrzymały ją przed tym dużo umięśnione ręce jednego z ochroniarzy. Kobieta
wierzgała nogami i krzyczała. Ten sam los spotkał Scarlett. Tylko Christopher
przyjął wyrok z pokorą i zaczął wychodzić z pomieszczenia na własnych nogach.
- Stop! - Krzyknęła nagle
Najmłodsza z rodziny. - Nie możecie mi tego zrobić! Jestem w ciąży! Nie
możecie! - Wszystko zastygło bez ruchu. Domyślam się, że coś takiego nie jest
zbyt często spotykane...
- Xsawier... Dotknąłeś
je... przed ślubem? - Zapytał spokojnie Gabriel.
- Tak. - nie zamierzałem
kłamać. - ale nie zrobiłem niczego, czego Scarlett by nie chciała. - Spojrzałem
na nią. Na jej twarzy nie było złości... tylko niezwykła udręka i strach.
Biedne dziecko... a nie.. jednak nie~! Dobrze jej tak.
- No dobra... ale kara cię
nie ominie. Będziesz przez 3 miesiące mi służył. Jasne? - Przytaknąłem głową.
Mogło być gorzej... kiedyś zasłali mnie na prace robotnicze... nawet nie wiecie
ile trzeba włożyć pracy w to, żeby tu na górze wszystko pracowało jak w
zegarku.
- A co z nami? - Zapytała
Evelyn z nadzieję w głosie.
- Wychowacie to dziecko.
To, że zostajecie zdegradowani nie zmienia waszych obowiązków wobec dziecka...
A jeśli hybryda będzie sprawiać kłopoty, własnoręcznie ją zabije. - Nie patrzył
już na nikogo z nas. Wrócił do lektury, a jego głos nie wyrażał żadnych emocji,
jakby tego typu sytuacje były w porządku dziennym. Ochroniarze wyprowadzili z
pomieszczenia nieszczęsne anioły, a ja zostałem w środku.
- Nie martw się. 3 miesiące
przelecą w mgnieniu oka i będziesz mógł wrócić do swojej ukochanej... a może
raczej ukochanego... - Uśmiechnął się. Jego poczucie humoru mnie przerażało...
Nie odpowiedziałem na jego żart. Wyszedłem z pokoju i pokierowałem się prosto
korytarzem. Musiałem sobie znaleźć jakąś sypialnie, nie? Wszedłem do jakiegoś
pokoju i od razu uwaliłem się na łóżko, stojące przy ścianie. Jak dobrze w
końcu spać w pokoju nie przepełnionym dziewczęcością! Żadnego różu... żadnych
kwiatków, ani gwiazdeczek... Normalnie raj na ziemi! Zacząłem się zastanawiać
nad tą całą sytuacją. Skoro nie będę miał już Scarlett i reszty na głowie, to
moje życie po powrocie powinno być dziecinnie proste. Jednak czułem, że tak nie
będzie. Przez te 3 miesiące, będę musiał się przygotować na najgorsze.
Najbardziej boję się reakcji Williama... Tak bardzo się boję, ale i cieszę
jednocześnie. Nie myślałem, że będę mógł się uwolnić od tej zgrai świrusów. A
jednak... Teraz jestem już wolny... ale jednocześnie uwięziony w szkatułce
własnych uczuć.
***
Koniec~! Nie szczęśliwy... no ale...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz