- Zabić twoją córkę!? O
nie! Będę mieć przez to problemy! A poza tym chyba nie mówisz poważnie...
Przecież ja kochasz! - Byłem zdezorientowany. Przecież ten facet robił dla niej
wszystko! I co tak nagle zapragnął jej śmierci!? To jest jakiś żart!
- Kocham ją... ale nie ma
innego sposobu.
- Oczywiście, że jest! Nie
wiem... będę udawał, że nie umiem się zachować, przestane się myć czy coś...
szybko jej się odwidzi! - Jeśli będę musiał ją zabić, to będę miał przesrane!
Przez całe życie będę miał anielskich wojowników na karku, i wpływy
Christophera tego nie załatwią!
- Ona nie da się na to
nabrać! A nawet jeśli, to i tak będzie chciała się z tobą pobrać! Znasz ją! Nie
chce ciebie jako osoby, tylko twoją siłę i wpływy w świecie demonów! - Jego
krzyk przepełnił cały gabinet. Wtedy drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich
stanęła Evelyn.
- Dość tego. Christopher
zostaw nas samych. Później z tobą pogadam. - Facet zrobił wielkie oczy i
pokornie wyszedł z pokoju. Wydawało mi się, że Christopher zatrząsł się kiedy
mijał kobietę... To idealny przykład tyranizacji przez kobiety... I to niby my
jesteśmy ci źli!
- Nie martw się... nie
będziesz musiał nikogo pozbawiać życia. - Zwróciła się do mnie kobieta.
- Co proponujesz? -
spojrzałem nieufnie na anielicę. Jej knucia nigdy nie wyszły nikomu na dobre...
- Ślub oczywiście. A co
innego?
- A co jeśli się nie
zgodzę? Mam przecież takie prawo, prawda? - Odpowiedziałem spokojnie. Przy
takich istotach jak ona nie można się bać, lub być choć trochę zdenerwowanym.
Jak wyczuje coś tych emocji, to chwyta swoją zwierzynę i zabija na miejscu...
- Prawo masz... - podeszła
do mnie i przejechała palce po moim policzku. Musiałem się powstrzymać żeby nie
odgryźć jej tego palucha. - Ale myślę, że nie będziesz chciał z tego
skorzystać...
- Co masz na myśli? - Mój
wzrok chodził po jej beznamiętnej twarz szukając jakiegoś czułego punktu. Bez
powodzenia... żadnych czułych punktów...
- Moi słudzy ostatnio
obserwowali twoje poczynania... wiem bardzo wiele rzeczy, które na pewno
przekonają cię do słusznej decyzji.
- Na przykład?
- Na przykład zabójstwo
Akiko... Jak na razie dzięki mnie myślą, że sama się zabiła... ale mogę to
zmienić w każdej chwili, a sam nie możesz zaprzeczyć, że to nie ty ją zabiłeś,
prawda?
- Akiko była już na
przegranej pozycji... Grożą mi najwyżej 3 lata w zamknięciu... - Na jej twarzy
pojawił się grymas niezadowolenia. Szybko odwróciła się do mnie tyłem i zaczęła
iść w stronę drzwi.
- Nie przekonuje cię to? A
może przekona cie fakt, że nie będę mogła ci zagwarantować spokojnego życia
twoich przyjaciół... Myślę, że są dla ciebie ważni, prawda? A zwłaszcza...
William, zgadza się? - Czułem jak całe moje ciało robi się zimne od potu, a
twarz blednieje. Kobieta odwrócił się jeszcze raz w moją stronę z
niewinnym uśmieszkiem na twarzy.
- Przemyśl to, dobrze? -
Powiedziała i wyszła z pokoju. Zacząłem ciężko oddychać i upadłem na kolana.
/Nie zrobi tego... nie może!/ - przeleciało mi przez myśl. /Kurwa! Oczywiście,
że może! Jest anielicą! One mogą wszystko!/ Z moich oczu popłynęły łzy.
Patrzyłem jak na podłodze pojawiają się małe kropelki słonej wody.
- Powiedz mi ty popieprzony
stwórco! Czy kiedykolwiek zrobiłem coś złego!? Wiem, że zabiłem dużo istot, ale
czy którakolwiek z nich sobie na to nie zasłużyła!? Wszystkie były złe, i żadna
z nich nie zasługiwała na życie! Wiec, dlaczego do cholery!? Dlaczego, nie
pozwalasz mi żyć, choć trochę jak normalny człowiek!? - Moje ciało opuściły
wszelkie siły. Czułem się jakbym stracił część siebie. Nie miałem już nic...
Nie miałem wyboru. Właśnie straciłem najważniejszą dla mnie osobę... Will...
Dlaczego akurat on? Jedyna osoba, którą pokochałem tak mocno... Jedyna której
nie chciałem stracić...
***
Po tych wszystkich
wydarzeniach poszedłem do pokoju. Zmyłem z siebie całe łzy i położyłem się do
łóżka z książką. /Może uda mi się chociaż trochę zrelaksować./ - pomyślałem.
Lektura jednak nic nie dała... moje myśli biegły wokół Willa i Scarlett... W
ogóle nie mogłem się na niczym skupić. Odłożyłem książkę na stolik obok łóżka.
Chwilę później drzwi do sypialni otworzyły się. Na początku myślałem, że to
Scarlett wróciła, jednak moje oczy ujrzały coś innego. W pokoju znalazła się
Asami i Will. Dziewczyna coś tam mówiła, ale ja jej nawet nie słuchałem.
Patrzyłem na Willa. Miał na sobie biały garnitur i wyglądał w nim tak
cudownie... Chciałem do niego podbiec, przytulić, pocałować i powiedzieć, że
już go nigdy nie opuszczę... ale nie mogłem. Chłopak wleciał na łóżko i
przycisnął swoje ciało do mojego. Był taki ciepły! Moje ręce się nie poruszyły.
Leżałem sztywno i patrzyłem na ścianę.
- Zostaw mnie. - sam się
dziwiłem, że moje usta zdołały to powiedzieć. - Wynocha stąd. - Will puścił
mnie i popatrzył na mnie zaskoczony.
- C..Co?A...Ale...
- Spieprzaj, nie chce cie
więcej widzieć. - Odwróciłem się w stronę okna, jakbym czegoś tam szukał. Tak
naprawdę to nie chciałem, żeby Will widział moją twarz. Mógłby się domyślić, że
kłamie. Mój ukochany wyszedł bez słowa z pokoju trzaskając przy tym drzwiami.
Została tylko Asami. Odwróciłem do niej wzrok. Wiedziałem jak wyglądam. Z moich
oczu już zdążyły popłynąć łzy.
- Nie mów mu. Nie może
wiedzieć, że dalej go kocham. Jeśli przyjdzie tu po raz drugi może tego nie
przeżyć... dopilnuj by nigdy więcej nie próbował się ze mną skontaktować.
- Ale...
- Nie ma ale! Tu chodzi o
jego życie nie rozumiesz!? Zginie jeśli dalej będzie próbował mnie ocalić... -
Anielica kiwnęła tylko głową i wyszła z pokoju. wstałem i poszedłem pod
prysznic. Włączyłem wodę i wszedłem pod jej strumień w ubraniu. Tak
przynajmniej nikt nie zobaczy, ani usłyszy moich łez...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz