wtorek, 3 grudnia 2013

Od Williama cd Cienia

Zostaliśmy sami w pomieszczeniu, chciało mi się płakać, czułem straszny ból, ale zarazem podziwiałem jego piękność, chciałem się przytulić i pocałować.
- Musiałeś się wtrącać durniu?- warknął.- Mówiłem ci, że masz spadać. 
- Chciałem! Ale nie dali mi! 
- Głupie wymówki.- niby był wściekły, ale jego oczy były bardzo czułe.
- Wiesz co? Myślałem, że mnie kochasz... Ja pierwszy raz pokochałem i okazało się to być niewypałem. Nawet...- parsknąłem i z moich oczu zaczęły lecieć pierwsze łzy.- Nawet przez chwilę myślałem, że tylko grasz by nas ratować czy coś, ale gdy przekonałem się, że o mnie nie walczysz, to zmieniłem zdanie. Na co ja w ogóle liczyłem?! Że będziemy szczęśliwą parą? Śmieszne nie? Przecież wiem jakie są demony, nawet sam taki byłem, a i tak się łudziłem.- mój płacz się nasilał.
- Will...- Xsawier mruknął nie patrząc na mnie.- Wracam do nieba.
- Dobrze.- uśmiechnąłem się lekko ocierając łzy.- Idź, nie będę ci już stał na drodze. 
Ocierając łzy i pociągając nosem wyszedłem z pokoju, bez słowa minąłem przyjaciół i poszedłem do swojego pokoju. Otworzyłem szafę i wyjąłem z niej skórzaną torbę. Rzuciłem ją na łóżko i zacząłem się pakować, dobrze, że krawcowe zdążyły już uszyć jakieś ubrania bo miałbym kłopot. Przy chowaniu księgi czarów usłyszałem miauczenie, okazało się, że na szafce nocnej siedział Black i cały czas mi się przyglądał. Uśmiechnąłem się do niego i pogłaskałem w główkę. 
- Pa mały, opiekuj się Xsawierem.
Kot liznął mnie w rękę, pociągnąłem nosem i wziąłem spakowaną torbę. Pospiesznym krokiem wyszedłem z pokoju i skierowałem się do wyjścia zamku.
- Samuelu osiodłaj Ramzesa! - krzyknąłem.
Sługa mi się nie pokazał bo pewnie od razu poszedł wykonać polecenie, zabrałem ze sobą jeszcze swoją kurtkę i wyszedłem z zamku.
Pora zacząć wszystko od nowa. Chociaż nadal będę chciał spotykać się z przyjaciółmi. 
Szybko pomaszerowałem do stajni gdzie czekał na mnie już gotowy koń, stał też przy nim Samuel.
- Gotowe Panie. Czy coś się stało?
- Nic takiego, ale to chyba było moje ostatnie polecenie do ciebie.- wsiadłem na konia.- Trzymaj się.
Mężczyzna nie zdążył mi odpowiedzieć a Ramzes już ruszył galopem. Przejechaliśmy przez bramę i wjechaliśmy w las. Ani razu się nie odwróciłem by spojrzeć ten ostatni raz na zamek i na okna, licząc, że demon stoi w jednym z nich i patrzy się na mnie łkając czy coś w tym stylu, nie zrobiłem tego ponieważ to było niemożliwe by on to robił. 
Szukaliśmy jakiegoś noclegu przez bite trzy godziny i nic nie udało się znaleźć. Do Mistress nie miałem po co iść, do Eric'a też nie bo by mnie wyśmiał lub nawet gorzej..
W końcu znalazłem jakąś chatkę, z komina unosił się dym, w oknach świeciło światło, domek nie był duży i był parterowy, zaraz obok niego stała mała stodoła. 
- Idealny dom dla mnie.- mruknąłem i wyjąłem swój nóż ofiarny. 
Ramzes podszedł trochę bliżej, tak, bym mógł zobaczyć owego gospodarza w oknie, wystarczył tylko jeden rzut i gościu by nie żył, do tego miał otwarte okno, jakież to nieodpowiedzialne... 
Rzuciłem ostrzem, nóż przeleciał prze okno i wbił się centralnie w szyję tego gościa.
Ja zawsze trafiam.
Zaprowadziłem Ramzesa do stodoły i wszedłem do domu, w kominku paliło się drewno, na stoliku stała gorąca herbata i ogólnie panowała tam taka ciepła atmosfera. Wyrzuciłem ciało mężczyzny przez okno i postanowiłem że zajmę się nim rano, albo wyręczą mnie jakieś niedźwiedzie czy wilki. Usiadłem w fotelu i zacząłem wpatrywać się w ogień. Ciężko się przyznać ale wiele bym dał by wróciły czasy w których Xsawier udawał, że mnie kocha, przynajmniej było mi z tym przyjemnie, a nie jak teraz, byłem pusty i wyprany ze wszystkiego. Nie zwróciłem nawet uwagi jak do chatki wszedł Gabriel i tak by mi nic nie zrobił, a nawet jeśli to bym pewnie nie płakał, tylko wręcz odwrotnie, skakałbym z radości. 
Anioł usiadł przede mną na podłodze i uśmiechnął się. Przeniosłem swój wzrok na niego.
- Asami prosiła byś tu przyszedł?
- Nie.- uśmiechnął się.- Nie wie, że tu jestem.
- To po co tu jesteś? Wybacz, że nie okazuje ci szacunku, ale nie mam humoru...
- Nie szkodzi, przyszedłem by pogadać o twoim przedstawieniu.
- Chcecie mnie wziąć na stracenie czy wtrącić do lochów? 
- Nic z tych rzeczy, miałem raczej zamiar zapytać się czy to co mówiłeś było prawdą. 
- Po co się pytasz skoro to wiesz? 
Zaśmiał się i odgarnął włosy do tyłu.
- Kochasz go? 
Kiwnąłem głową potwierdzająco, kochałem, mimo tego co robił to nadal go kochałem. 
- Skoro tak, to podejmę dobrą decyzję, taką, dzięki której będzie dobrze tym którzy na dobroć zasługują.
Podniósł się, poklepał mnie czuło po głowie i wyszedł. 

Znów wróciłem do oglądania płomieni..

[ktoś? Co tam się w zamku działo?]

Brak komentarzy: