Kiedy Asami zniknęła ratować zdziczałą Tiney, my z Willem zajęliśmy się sprzątaniem... Tym razem obyło się bez żadnych przerw. W spokoju czyściliśmy ostatni regał w bibliotece. Szło nam całkiem sprawnie. Ja na skrzydłach czyściłem półki, które były wysoko, a mój kochany kurdupelek czyścił te na dole. Właśnie byliśmy w połowie, kiedy usłyszeliśmy, że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Zostaliśmy na miejscu i zachowywaliśmy się cicho, żeby w razie czego napaść na intruza. Nasz plan od razu nie wypalił, bo zorientowaliśmy się, że to Asami z Tineą... na początku myśleliśmy, że Tin dalej jest wściekła i wgl, więc chcieliśmy pobiec na ratunek, ale... ekhem... no więc po jękach jakie zaczęły wydawać skapowaliśmy, że wcale ze sobą nie walczą. Pośmialiśmy się trochę i powygłupialiśmy, a kiedy myśleliśmy, że już skończyły poszliśmy w ich stronę. Jak się okazało... wcale nie skończyły. Kiedy Tin nas zobaczyła, błyskawicznie ubrała swoje łuski, a Asami zakryła własnym ciałem. Zdążyłem tylko zobaczyć rumieńce na policzkach anielicy. To takie słodkie~!
- Widzę Tin, że już wyzdrowiałaś... - powiedziałem. Jakoś nie czułem się zażenowany całą sytuacją. Will chyba też nie, bo stał obok mnie z wielkim uśmiechem.
- Tak...a teraz... moglibyście nas zostawić? - zapytała z nerwowym uśmieszkiem na twarzy. Wymieniłem spojrzenia z Willem.
- Jaaasne... - powiedzieliśmy jednocześnie powstrzymując śmiech. Nie wiem co w tym było zabawnego, ale jakoś tak... nie mogłem się powstrzymać. Wyszliśmy z biblioteki próbując się nie zaśmiać. Kiedy zamknęliśmy za sobą drzwi, normalnie wybuchnąłem śmiechem.
- Will~! Pomóż mi... nie mogę przestać~! - Oparłem się o niego i spróbowałem się uspokoić. Kiedy w końcu udało mi sie zapanować nad śmiechem, oparłem się o ścianę i przytuliłem do siebie Willa.
- Może poszukamy tam na górze, jakiejś sypialni, co? W końcu gdzie musimy...yyy... no ten... spać.
<Will? Mam brak weny...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz