-Co ty robisz?- gdybym mogła odgryzłabym jej chyba łeb
-Nie widać to porwanie!- zaśmiała się głośno ona
chyba zwariowała!!!
-co próbujesz przez to osiągnać?!
-Sama nie wiem, ale chcę byś chociaż sobie trochę o mnie przypomniała i też musisz przemyśleć swe postępowanie
-zwariowałaś chyba? Porywasz kogoś kto jeszcze przed chwila próbował cię zamordować i w każdej chwili może to zrobić?
-Serio myślisz że nie umiem się bronić ani walczyć. No i też bardzo trudno zabić tak wysoko urodzonego anioła jak ja.- usiadła przede mną na podłodze. Siedziała sobie tak po prostu na mnie patrząc? Ale nadal moja moc działała więc wywołałam u niej krótką fale bólu
-widzisz? mimo iż jestem związana nadal niebezpieczna
-To się trochę pohamuj. Co ci to da? Nigdy wobec mnie nie byłaś taka, no może tylko raz kiedy razem trenowałyśmy...- załamała się tym faktem. -Dałam się tak łatwo powalić przez twój ogon...
-nawet jeśli mnie znałaś, to mój ogon jest dopiero od niedawna
-Nie prawda, poczekaj znamy się od paru miesięcy...i masz fajną sztuczkę w z łuskami nagle ci znikają
-czy tak?- na przekór powiększyłam łuski na ramionach tworząc z nich ostre kolce które zaczęły rozsadzać lańcuchy
-Popisujesz się ale to nie pomaga...- pstryknęła i łańcuchy się zregenerowały. Położyła się na mnie spojrzałam mi w oczy. Dziewczyna zaczęła się do mnie dobierać, przyssała się do moich ust. Jej dłonie błądziły po moim ciele. łuski powoli zaczęły znikać
-Właśnie ta sztuczka- uśmiechnęła się z przekąsem
-Hihi ale masz minę...Tin...ale pamiętaj że ja ciebie kocham.- wariatka, to z pewnością wariatka, nieznana laska którą jeszcze niedawno omal nie zabiłam, teraz mówiła że mnie kocha i próbowała mnie zgwałcić?!!
-Ale ty mnie nie pamiętasz, prawda?- zasmuciła się -Mam pomysł znów Cię w sobie rozkocham...- zaśmiałam się lekko. Wariatka!!! może ona tak się mści?
-Ale nie martw się nie zrobię ci krzywdy...- chciałam ją uspokoić. Usiadłam przed nią. -Spróbuj pomyśleć może coś ci się przypomni...- skoro mam już tu z nią siedzieć to zaczęłam sobie przypominać ale jedyne co to były wspomnienia z bazy, nic poza tym. Coś mówiła ale nie dotarło do mnie co to, moją głowe z obrazuw sielskiego zycia wśród moich braci i sióstr zaczęły zastępować coraz to straszniejsze i krwawsze obrazy, do krwi byłam przyzwyczajona ale to co widziałam sprawiało że serce mi stawało a oddech przyspieszył. Nie potrafiłam przegonić tych obrazów, nie potrafiłam wyjść z tego stanu. Obrazy były coraz straszniejsze, zaczęłam pojękiwać ale w miarę jak sceny były coraz gorszemzaczęłam krzyczeć
-Tin wszystko dobrze, jestem przy tobie. Pomogę ci, zakceptuję najgorszą prawdę. Możesz mi zaufać...- po chwili się uspokoiłam. -Nie martw się nie zostawię cię w potrzebie.- delikatnie mnie pocałowała. Byłam sparalizowana, nie mogłam się ruszać. Obrazy wciąż odbijały się echem w mojej głowie
-Tin wszystko dobrze...- powiedziała. -Nie ma to sensu nie przypomnisz sobie mnie tak od razu a więzić cię nie mogę...- uwolniłam ją. -Przepraszam...- szepnęła. Moje ciało zaczęło samo się poruszać, z opuszczona głową powoli wstałam. Z niewiarygodną szybkością i siłą złapałam anielice i uniosłam na wyprostowanej ręce
-to przez ciebie widziałam te okropieństwa... chcesz wiedzieć coś o mnie?- nie czekałam na odpowiedź, ona i tak nie mogła mówić. Przesłałam jej wszystkie obrazy które widziałam jeszcze przed chwilą
-popatrz sobie...- warknęłam, Oczy dziewczyny rozszeżyły się gdy zaczęła widzieć te przerażające sceny
-Zostaw mnie!- odpchnełam ją brutalnie, wiedziałam co mam teraz zrobić. Rozłożyłam skrzydła i ruszyłam do bazy. Musiałam widzieć czym było to co widziałam.
-Tinea będę na ciebie tutaj czekać! Rozumiesz.- krzyknęła jeszcze za mną. Weszłam do bazy, słyszałam głosy moich braci i sióstr, pytali czy nic mi je jest i co się stało. ignorowałam ich. U karzdego kogo napotkałam wywoływałam ból tak silny ze osuwali się na ziemie a co słabsi nawet ginęli. Za mną sunęła się czarna aura, niczym czarny dym oplatał mackami wszelkie światło gasząc je. Cienista macki które pojawiały się wokoło mnie roztrzaskały drzwi do gabinetu ojcostwa. Zniszczyłam biurko stojące na drodze do przerażonego staruszka. Złapałam go za głowę i przy gwoździłam do ściany
-Mów co to jest!- wrzasnęłam, mój głos tak jak i twarz nie wyrażały zacnych emocji. Mężczyzna patrzył na mnie z przerażeniem.
-Chce znać prawde!- uderzyłam jego głową o ścianę i przydusiłam jeszcze mocniej. Wskazał swoim niemal oszalałym wzrokiem małą szafkę. Otaczające mnie macki zniszczyły doszczętnie szafke w środku znajdował się sejf, zniszczyłam i go. w środku była tylko jedna teczka. Puściłam staruszka i zaczęłam czytać
"Misja nr 666
wykonawcy; Tinea Kiliersam
cel: zlikwidowanie wykonawcy
przebieg: Trzy dni po czarnej pełni w której straciła panowanie nad sobą i zniszczyła zamek dowudctwa. Odkryła prawdę o sobie i instytucji. Wysłano ją na misje w której żekomo miałam pozbyć się wrogów. Na miejscu czekała na nią armia złożona z 300 żołnierzy miała ją pokonać. Wystąpiły komplikacje, zamknięty w niej mrok uwolnił się zabijając całą armie i ją samą." Czytają to zobaczyłam wszystko jak na filmie, widziałam jak w furi otoczona mrokiem podobnie jak teraz tylko że 10 razy większym. W ułamku sekundy zabijam 300 ludzi z zimną krwią, torturując ich i mając wyraźną uciechę słysząc jak cierpią. Następnie zobaczyłam jak zblizam się do małego chłopca, dziecko z płazem prośiło mnie o łaske, cały czas zciskało zmasakrowane ciało matki. Ukucnełam przy nim i uśmiechnełam, dzieciakowi wyraźni ulzyło, gdy odwzajemniło mój uśmiech wydłubałam mu oczy natepnie przebiłam nerki. Chłopczyk umierał czujac ból tak niewyobrażalny że nie mugł nawet krzyczeć i oddychać. Czy to byłam ja? Zabijałam ale nie z takim okrucieństwem, nigdy nie dręczyłam aż tak swoich ofiar. A na pewno nie czerpałam z tego przyjemności. Moją głowę znów zaczęły wypełniać przerażajace obrazy, ale tym razem raniły mnie jakbym miała w głowie mnustwo odłamków szkła cały czas kłujac mnie niczym stado rozjuszonych szerszeni. Skuliłam się na ziemi chowajac głowę w nogach. Bolało, to co widziałam było gorsze niz najgorszy horror.
-Dość! Mam dosc!- krzyczałam. poczułam czyjąs dłon na ramieniu. ale gdy tyli mnie dotkneła okropnie połamała się w wielu miejscach. usłuszałam okrzyk bólu i przeażenia. To był Jaskier
-Wiedziałeś?!- krzyknełam oskarzycielsko
-Tak...- załkał
-To wszystko? to niby szczęśliwe zycie? ta pokazowa rodzinna atmosfera tutaj, to wszystko kłamstwo? A wy! wy wszyscy! Zabić mnie chcieliście tylko dlatego że odkryłam czym dokładnie jesteście i co robicie? Byłam tutaj trzymana niczym zwierze w klatce? Jako wybryk natury?! Jak ci wszyscy? gdy tylko ktoś dowiadywał się prawdy o tym miejscu ginął?
-Nie... to nie tak- jeknoł
-Wie jak?!
-Ludzie tutaj zebrani są szkoleni od najmłodszego na najlepszych żołnierz wszech czasów. Ale gdy tutaj trafiłaś mieliśmy ciebie pilnować. Twoi rodzice oddali ciebie tutaj zaraz po tym gdy mrok stał się częścią ciebie. Dla niepoznaki odbyłaś ten sam trening co inni i wykonywałaś misje. jednak mimo ciągłej pracy nad twoją pamięcią ty sobie cały czas przypominałaś w końcu uznano iz trzeba ciebie zabić. Tylko ze jakiś debil cie ocalił, co więcej dał ci jeszcze większa moc. łącząc ciebie z smokiem stworzył najgorszego potwora na świecie.Przez lata poszukiwaliśmy ciebie, ale jakbyś zapadła się pod ziemie. Chciałem cie chronić bo przez lata ja byłem twoim głównym strażnikiem.- po policzkach spływały mu łzy
-Ale jak tylko opuściłaś nas zaczęłaś normalnie żyć, byłaś szczęśliwa i spokojna. Nie zachowywałaś się jak potwór ale jak normalny człowiek. Byłem za tym aby cie zostawić w spokoju. Jednak uznano że wciaz jesteś zagorzeniem- Znów pojawiły się obrazy, tym razem były to te same które pokazywała mi Asami.
-Więc i to jest prawdą...- szepnęłam sama do siebie, po policzku spłynęła mi samotna łza. Nachyliłam się do Jaskiera i ucałowałam go w policzek.
-Dziękuje że się mną opiekowałeś, ale mam teraz swojego anioła stróża. Nie musisz się o mnie martwić. On potrafi ugłaskać mojego potwora- usmiechnelam się
-Ale...
-ale jeśli, choć tkniecie mnie lub kogoś mi bliskiego nie ręczę za siebie!- warknęłam. Miałam dosc tego miejsca. Tu byłam tylko potworem trzymanym w klatce, ja chciałam wolności. Nawet jeśli miały jej towarzyszyć te okropne nie jasne obrazy.
-Stój! potworze!- usłyszałam twardy głos ojca. Jego gest ponownie wywołał ból w mojej głowie. Nagle Jaskier rzucił się na starca. Wzrokiem dał znać że mam uciekać. Wyleciałam z budynku wciąż otoczona Czarnymi mackami. Zanim jednak odleciałam na dobre. Ciemnoscia skupioną wokół mnie zniszczyłam całe to miejsce które okazało się być wiezieniem dla mnie, dla potwora. Gdy doleciałam do domku w którym zostawiłam Asami. Z wycieńczenia padłam na ziemie jedynie przedtem mówiąc "ja już pamiętam..."
<Asami?>
-co próbujesz przez to osiągnać?!
-Sama nie wiem, ale chcę byś chociaż sobie trochę o mnie przypomniała i też musisz przemyśleć swe postępowanie
-zwariowałaś chyba? Porywasz kogoś kto jeszcze przed chwila próbował cię zamordować i w każdej chwili może to zrobić?
-Serio myślisz że nie umiem się bronić ani walczyć. No i też bardzo trudno zabić tak wysoko urodzonego anioła jak ja.- usiadła przede mną na podłodze. Siedziała sobie tak po prostu na mnie patrząc? Ale nadal moja moc działała więc wywołałam u niej krótką fale bólu
-widzisz? mimo iż jestem związana nadal niebezpieczna
-To się trochę pohamuj. Co ci to da? Nigdy wobec mnie nie byłaś taka, no może tylko raz kiedy razem trenowałyśmy...- załamała się tym faktem. -Dałam się tak łatwo powalić przez twój ogon...
-nawet jeśli mnie znałaś, to mój ogon jest dopiero od niedawna
-Nie prawda, poczekaj znamy się od paru miesięcy...i masz fajną sztuczkę w z łuskami nagle ci znikają
-czy tak?- na przekór powiększyłam łuski na ramionach tworząc z nich ostre kolce które zaczęły rozsadzać lańcuchy
-Popisujesz się ale to nie pomaga...- pstryknęła i łańcuchy się zregenerowały. Położyła się na mnie spojrzałam mi w oczy. Dziewczyna zaczęła się do mnie dobierać, przyssała się do moich ust. Jej dłonie błądziły po moim ciele. łuski powoli zaczęły znikać
-Właśnie ta sztuczka- uśmiechnęła się z przekąsem
-Hihi ale masz minę...Tin...ale pamiętaj że ja ciebie kocham.- wariatka, to z pewnością wariatka, nieznana laska którą jeszcze niedawno omal nie zabiłam, teraz mówiła że mnie kocha i próbowała mnie zgwałcić?!!
-Ale ty mnie nie pamiętasz, prawda?- zasmuciła się -Mam pomysł znów Cię w sobie rozkocham...- zaśmiałam się lekko. Wariatka!!! może ona tak się mści?
-Ale nie martw się nie zrobię ci krzywdy...- chciałam ją uspokoić. Usiadłam przed nią. -Spróbuj pomyśleć może coś ci się przypomni...- skoro mam już tu z nią siedzieć to zaczęłam sobie przypominać ale jedyne co to były wspomnienia z bazy, nic poza tym. Coś mówiła ale nie dotarło do mnie co to, moją głowe z obrazuw sielskiego zycia wśród moich braci i sióstr zaczęły zastępować coraz to straszniejsze i krwawsze obrazy, do krwi byłam przyzwyczajona ale to co widziałam sprawiało że serce mi stawało a oddech przyspieszył. Nie potrafiłam przegonić tych obrazów, nie potrafiłam wyjść z tego stanu. Obrazy były coraz straszniejsze, zaczęłam pojękiwać ale w miarę jak sceny były coraz gorszemzaczęłam krzyczeć
-Tin wszystko dobrze, jestem przy tobie. Pomogę ci, zakceptuję najgorszą prawdę. Możesz mi zaufać...- po chwili się uspokoiłam. -Nie martw się nie zostawię cię w potrzebie.- delikatnie mnie pocałowała. Byłam sparalizowana, nie mogłam się ruszać. Obrazy wciąż odbijały się echem w mojej głowie
-Tin wszystko dobrze...- powiedziała. -Nie ma to sensu nie przypomnisz sobie mnie tak od razu a więzić cię nie mogę...- uwolniłam ją. -Przepraszam...- szepnęła. Moje ciało zaczęło samo się poruszać, z opuszczona głową powoli wstałam. Z niewiarygodną szybkością i siłą złapałam anielice i uniosłam na wyprostowanej ręce
-to przez ciebie widziałam te okropieństwa... chcesz wiedzieć coś o mnie?- nie czekałam na odpowiedź, ona i tak nie mogła mówić. Przesłałam jej wszystkie obrazy które widziałam jeszcze przed chwilą
-popatrz sobie...- warknęłam, Oczy dziewczyny rozszeżyły się gdy zaczęła widzieć te przerażające sceny
-Zostaw mnie!- odpchnełam ją brutalnie, wiedziałam co mam teraz zrobić. Rozłożyłam skrzydła i ruszyłam do bazy. Musiałam widzieć czym było to co widziałam.
-Tinea będę na ciebie tutaj czekać! Rozumiesz.- krzyknęła jeszcze za mną. Weszłam do bazy, słyszałam głosy moich braci i sióstr, pytali czy nic mi je jest i co się stało. ignorowałam ich. U karzdego kogo napotkałam wywoływałam ból tak silny ze osuwali się na ziemie a co słabsi nawet ginęli. Za mną sunęła się czarna aura, niczym czarny dym oplatał mackami wszelkie światło gasząc je. Cienista macki które pojawiały się wokoło mnie roztrzaskały drzwi do gabinetu ojcostwa. Zniszczyłam biurko stojące na drodze do przerażonego staruszka. Złapałam go za głowę i przy gwoździłam do ściany
-Mów co to jest!- wrzasnęłam, mój głos tak jak i twarz nie wyrażały zacnych emocji. Mężczyzna patrzył na mnie z przerażeniem.
-Chce znać prawde!- uderzyłam jego głową o ścianę i przydusiłam jeszcze mocniej. Wskazał swoim niemal oszalałym wzrokiem małą szafkę. Otaczające mnie macki zniszczyły doszczętnie szafke w środku znajdował się sejf, zniszczyłam i go. w środku była tylko jedna teczka. Puściłam staruszka i zaczęłam czytać
"Misja nr 666
wykonawcy; Tinea Kiliersam
cel: zlikwidowanie wykonawcy
przebieg: Trzy dni po czarnej pełni w której straciła panowanie nad sobą i zniszczyła zamek dowudctwa. Odkryła prawdę o sobie i instytucji. Wysłano ją na misje w której żekomo miałam pozbyć się wrogów. Na miejscu czekała na nią armia złożona z 300 żołnierzy miała ją pokonać. Wystąpiły komplikacje, zamknięty w niej mrok uwolnił się zabijając całą armie i ją samą." Czytają to zobaczyłam wszystko jak na filmie, widziałam jak w furi otoczona mrokiem podobnie jak teraz tylko że 10 razy większym. W ułamku sekundy zabijam 300 ludzi z zimną krwią, torturując ich i mając wyraźną uciechę słysząc jak cierpią. Następnie zobaczyłam jak zblizam się do małego chłopca, dziecko z płazem prośiło mnie o łaske, cały czas zciskało zmasakrowane ciało matki. Ukucnełam przy nim i uśmiechnełam, dzieciakowi wyraźni ulzyło, gdy odwzajemniło mój uśmiech wydłubałam mu oczy natepnie przebiłam nerki. Chłopczyk umierał czujac ból tak niewyobrażalny że nie mugł nawet krzyczeć i oddychać. Czy to byłam ja? Zabijałam ale nie z takim okrucieństwem, nigdy nie dręczyłam aż tak swoich ofiar. A na pewno nie czerpałam z tego przyjemności. Moją głowę znów zaczęły wypełniać przerażajace obrazy, ale tym razem raniły mnie jakbym miała w głowie mnustwo odłamków szkła cały czas kłujac mnie niczym stado rozjuszonych szerszeni. Skuliłam się na ziemi chowajac głowę w nogach. Bolało, to co widziałam było gorsze niz najgorszy horror.
-Dość! Mam dosc!- krzyczałam. poczułam czyjąs dłon na ramieniu. ale gdy tyli mnie dotkneła okropnie połamała się w wielu miejscach. usłuszałam okrzyk bólu i przeażenia. To był Jaskier
-Wiedziałeś?!- krzyknełam oskarzycielsko
-Tak...- załkał
-To wszystko? to niby szczęśliwe zycie? ta pokazowa rodzinna atmosfera tutaj, to wszystko kłamstwo? A wy! wy wszyscy! Zabić mnie chcieliście tylko dlatego że odkryłam czym dokładnie jesteście i co robicie? Byłam tutaj trzymana niczym zwierze w klatce? Jako wybryk natury?! Jak ci wszyscy? gdy tylko ktoś dowiadywał się prawdy o tym miejscu ginął?
-Nie... to nie tak- jeknoł
-Wie jak?!
-Ludzie tutaj zebrani są szkoleni od najmłodszego na najlepszych żołnierz wszech czasów. Ale gdy tutaj trafiłaś mieliśmy ciebie pilnować. Twoi rodzice oddali ciebie tutaj zaraz po tym gdy mrok stał się częścią ciebie. Dla niepoznaki odbyłaś ten sam trening co inni i wykonywałaś misje. jednak mimo ciągłej pracy nad twoją pamięcią ty sobie cały czas przypominałaś w końcu uznano iz trzeba ciebie zabić. Tylko ze jakiś debil cie ocalił, co więcej dał ci jeszcze większa moc. łącząc ciebie z smokiem stworzył najgorszego potwora na świecie.Przez lata poszukiwaliśmy ciebie, ale jakbyś zapadła się pod ziemie. Chciałem cie chronić bo przez lata ja byłem twoim głównym strażnikiem.- po policzkach spływały mu łzy
-Ale jak tylko opuściłaś nas zaczęłaś normalnie żyć, byłaś szczęśliwa i spokojna. Nie zachowywałaś się jak potwór ale jak normalny człowiek. Byłem za tym aby cie zostawić w spokoju. Jednak uznano że wciaz jesteś zagorzeniem- Znów pojawiły się obrazy, tym razem były to te same które pokazywała mi Asami.
-Więc i to jest prawdą...- szepnęłam sama do siebie, po policzku spłynęła mi samotna łza. Nachyliłam się do Jaskiera i ucałowałam go w policzek.
-Dziękuje że się mną opiekowałeś, ale mam teraz swojego anioła stróża. Nie musisz się o mnie martwić. On potrafi ugłaskać mojego potwora- usmiechnelam się
-Ale...
-ale jeśli, choć tkniecie mnie lub kogoś mi bliskiego nie ręczę za siebie!- warknęłam. Miałam dosc tego miejsca. Tu byłam tylko potworem trzymanym w klatce, ja chciałam wolności. Nawet jeśli miały jej towarzyszyć te okropne nie jasne obrazy.
-Stój! potworze!- usłyszałam twardy głos ojca. Jego gest ponownie wywołał ból w mojej głowie. Nagle Jaskier rzucił się na starca. Wzrokiem dał znać że mam uciekać. Wyleciałam z budynku wciąż otoczona Czarnymi mackami. Zanim jednak odleciałam na dobre. Ciemnoscia skupioną wokół mnie zniszczyłam całe to miejsce które okazało się być wiezieniem dla mnie, dla potwora. Gdy doleciałam do domku w którym zostawiłam Asami. Z wycieńczenia padłam na ziemie jedynie przedtem mówiąc "ja już pamiętam..."
<Asami?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz