Asami... nie to nie była Asami... W
każdym razie ta kobieta była chora, umysłowo... I to bardzo poważnie. Jeśli ta
suka myślała, że zdoła zabić mnie i Willa, to na pewno miała coś z mózgiem...
Podszedłem do Willa, który jęczał z bólu. Wziąłem go sobie na kolana i usiadłem
z nim na łóżku. Nie ma mowy, żebym pozwolił mu się zabić. Jeśli rzeczywiście będzie
próbował, to go powstrzymam.
- Nie myśl, że zabicie mnie i Willa,
przyjdzie ci tak łatwo. - udawałem spokojnego.
- Teraz może na to nie wyglądam... ale
jak zdobędę całą swoją dostępną moc, to nie masz ze mną szans!- Zaśmiała się.
Pomimo, że była przykuta do łóżka, miała cięty język. Była zbyt pewna siebie.
- A może w ogóle nie będę musiała nic
robić! Jak Will się już zabije, to ty się zabijesz zaraz po nim, prawda!? Czyż
miłość nie jest piękna!? - Miałem ochotę ponownie ją uciszyć...
- Xsewuś boli...! - Chłopak wtulił się
we mnie i zacisnął zdrową dłoń na mojej koszulce.
- Wiem... ale wytrzymaj... proszę! -
Zamknąłem oczy, żeby stłumić łzy. Czułem strach i gniew... Bałem się o Willa, a
co jeśli nie zdołam go powstrzymać? Nie chce patrzeć, jak mój ukochany mnie
opuszcza... Za dużo ludzi już ode mnie odeszło... nie chce, żeby on też
odszedł. Nagle na oknie zauważyłem czarnego kota. Nie był to Black (a tak wgl o
gdzie on jest O.o?), więc to pewnie Kariki. Siedziała tam przez chwilę, aż w
końcu postanowiła zabrać głos:
-Co ty taki, nie swój?- zapytała
mnie. -Przecież wystarczy odprawić rytuał krwi, żeby urotować Williama. -
Spojrzałem na kota i zmarszczyłem lekko brwi.
- O czym ty mówisz?
<Kariki? Opowiedz mi o tym rytuale!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz