Poczułem jak gdzieś
niedaleko objęcia śmierci otulają kogoś. Wzbiłem się w powietrze. Poleciałem do
pałacu Xsawiera. Wyczuwałem zbyt dużo demonów. Nie lubiłem tego jego pałacu,
strasznie wąskie korytarze tam ma. Wylądowałem przed bramą. Strażnicy jak
zwykle gdzieś pouciekali. Przynajmniej nie muszę ich straszyć i marnować czasu.
Przepchałem się korytarzem. Pokój w którym ktoś umierał był zamknięty.
Normalnie otworzyłbym jakoś drzwi ale, nie miałem za bardzo ochoty. Po prostu
walnąłem głową o drzwi, które natychmiast się rozpadły i wsadziłem głowę do pokoju.
-Co do...!?-krzyknął
Xsawier.
-Ktoś tu
umiera-powiedziałem.
-Już nie. Asami
uratowała Williama.
-Nie mówię o
Wiliamie. Tylko o niej-wskazałem głową anielice.
-Nic mi nie
jest...-powiedziała z trudem Asami.
-Przekazałaś zbyt
dużo swojej mocy-powiedziałem.
-Nic...mi nie jest...
-Słyszę twoje myśli,
wiem że cierpisz.
-Ale..
-Pomogę ci.
Przybliżyłem się do Asami i
dotknąłem ją pyskiem.
-Nie ruszaj się-powiedziałem do niej w
myślach.
Moje ciało zaczęło świecić,
na czarno.
<Asami? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz